Jak powstał katalog Totalbudu 2018/2019 cz2 fotografujemy
Mamy już ustaloną listę, prośby o wejście na teren zostały wysłane.
Pierwsze zgody spływają.
Nadochodzi czas na mnie. To co lubię najbardziej. Fotografownie.
Idealnie byłoby gdyby cała papierologia miała status ZAKOŃCZONE. Niestety. Tak sytuacja nie istnieje praktycznie nigdy.
Pamiętam jak kiedyś mimo glejtu od klienta nie pozwolono mi wejść. Moje negocjacje w języku którego nie znałam (włoski) i w tym, którym posługuję się bez problemu (angielski) nie dały rezultatu. Fotografowałam zza ogrodzenia. Szkoda mi było czasu na przepychanki.
Marzeniem jest gdy można połączyć ze sobą inwestycje, które leżą niedaleko siebie. Osobiście nie planuję sesji w ten sposób. Dlaczego? Po prostu w głowie włącza się tryb “wyścig z czasem”. Tak sytuacja może obrócić się prezciwko projektowi.
Co prawda miałam taką sposobność gdzie obok siebie stały dwa budynki. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę i skorzystać z okazji.
Przyznam się, że było to miłe doświadczenie.
I jak to przy dużych projektach. Nie wszystkie zezwolenia spływały na czas. Nietóre nie zostały wydane. Dlatego nie czekam na ostatnie zezwolenie. Po prostu fotografuję.
Żyjemy w takiej a nie innej strefie klimatycznej. Pogoda jest niestabilna i nieprzewidywalna. Dlatego życie nauczylo mnie korzystać z każdej chwili. A przy tworzeniu katalogu ważne jest aby dać szansę budynkom i pokazać je w jak najlepszym świetle.
Dlatego też fotografowałam jak tylko była pogoda. W pierwszej kolejności inwestycje gdzie mieliśmy zgodę na fotografowanie części wspólnych.
A dzieki temu projektowi aplikacja pogodynka.pl odnotowywała olbrzymi wzrost odwiedzin generowany przez jedną osobę :-).
A sama praca? Lubię to co robię i nie przeszkadza mi, że podczas zdjęć jestem obserowana przez tysiące oczu.
Wiecie, jak się pracuje na ulicy ( no bo i gdzie pracuję?) to doświadcza się różnych sytuacji. Zdarza mi się, że jestem zaczepiana w celu zwykłej rozmowy na tematy rożne. Np. na Woli dowiedziałam się jak wyglądało życie na Szmulkach wiele wiele lat temu. Jak załatwiało się konflity sąsiedzkie. I że te czasy już minęły. Człowiek uczy się całe życie.
Charakter pracy nauczył mnie, że plecaka się nie zdjemuje z pleców, statywu ani drabinki nie zostawia się bez opieki. Mogę powiedzieć, że wszsytko jest do mnie przyklejone. Ale tę naukę dostałam w Krakowie podczas wycieczki szkolnej gdzie w lodziarni straciłam swojego Zenita.
Po tym doświadczeniu każda następna oddawana inwestycja kończy się tworzeniem portfolio.